środa, 22 lutego 2017

Market


W marketach bywam sporadycznie. Żywność - kaszę, groch, fasolę, oliwę - kupuję w małych sklepikach raz na dwa, na trzy, miesiące.
Zdarzyło się - odwiedzili mnie znajomi. Była zima, i niestety to co miałam w spiżarni nie zachęcało moich przyjaciół do przygotowania posiłku. Zdecydowali, że należy jechać do marketu po odpowiednią żywność. Przyjęłam zaproszenie i pojechałam z gośćmi. Była niedziela. Odświętnie ubrani klienci z pasją napełniali swoje wózki.
Usłyszałam - zobacz Teresa, jak robi się zakupy. Z radia płynęły melodie stwarzające odpowiedni nastrój. W przerwach zachęcano do zakupu kiełbasy i sera za połowę wczorajszej ceny. Pchający wózki ożywili się, szukali stoisk z przeceną. Ludzie “zwiedzający” market zatrzymywali się przed półkami, podziwiali błyskotliwe opakowania, marki, firmy. Towary nieznane ładowali z zamiarem - zobaczymy co to jest. Radosne miny ludzi opuszczających market robiły wrażenie, jakby opuszczali wystawę ciekawego malarstwa, albo salę teatralną po udanej sztuce.
Rzeczywiście, nazwanie sklepu “Galerią” ma stworzyć wrażenie, że odwiedzający uczestniczą w zjawisku związanym z kulturą. Na półkach sklepowych eksponuje się towary niczym dzieła sztuki w gablotach muzealnych. To co oglądamy jest na poziomie ogłupiających filmów rodem z Hollywood.
Otumanieni reklamą ludzie gromadzą, bo reklama im wmawia: “kup bo będziesz piękny”, “będziesz bogaty, jak ci, którzy nam przewodzą”.
W kapitalizmie elity bogactwa i władzy manipulują społeczeństwem, i tak zmienia się ono w bezwolne, posłuszne masy naśladujące elity. Firmy marketingowe płacą elitom za bycie “relikwiami” do naśladowania. Następuje zubożenie kultury prawdziwej, na którą brak czasu i pieniędzy.
Sztuka przyciągania uwagi i angażowania konsumentów” - tytuł artykułu z pisma BUSINESS.

środa, 8 lutego 2017

Im mniej człowiek ma...

Reklama, media - karmią nas iluzją. Jesteś tym co masz. I ile masz. Tę filozofię zauważamy szczególnie w otoczeniu małych, kilkuletnich dzieci. Tandetne, brzydkie, niehigieniczne zabawki są tanie. Rodzina i znajomi składający wizytę rodzicom maluszka, czują się w obowiązku obdarowywanie dziecka maskotką. Matki też w trakcie zakupów w markecie dla świętego spokoju kupują dziecku zabawkę lub batonika. Tak pierwszy, jak i drugi zakup świadczy o braku wiedzy psychologicznej i pedagogicznej. Dzieci obdarowane nadmiarem zabawek - siedzą, leżą wśród stosu kolorowego plastiku. Siedzą i nudzą się. 

Zabawką uniwersalną, tanią i ekologiczną są klocki drewniane. Oszlifowane sześciany o wymiarach ścianek 4 na 4 centymetry. Układanie, budowanie z klocków wyrabia sprawność rączek, ale co najważniejsze, kształtuje wyobraźnię. Pięcioletnie i starsze dzieci swoją wyobraźnię wzbogacały skręcaniem śrubkami metalowych elementów zabawki “Mały konstruktor”. Te zabawki wyrabiały sprawność rąk i umiejętność logicznego myślenia. Właśnie one ukształtowały w Polsce Ludowej przyszłych budowniczych, ale i przysłowiowego “hydraulika” na którego było tak duże zapotrzebowanie w krajach Zachodu, po dezorganizującej transformacji w Polsce. 

Sięgam do powojennych encyklopedii i ponownie śledzę historię odbudowy. Także organizacyjne problemy systemu Polski Ludowej. Byłam wtedy, i jestem teraz, szczęśliwa, że po straszliwych zniszczeniach wojennych, aż tylu ludzi - tych w kraju, i tych którzy wracali - tak gorliwie zabrali się do budowy nowego systemu. Do zrujnowanej Polski wracali z całego świata ludzie prości, biedni, analfabeci. Wracali też artyści, architekci, filozofowie o różnych kierunkach i światopoglądach. Wracali starzy - służący swoją radą, swoim doświadczeniem. Wracali młodzi wywodzący się z emigracji za chlebem z lat dwudziestych. Miałam kolegów mówiących po hiszpańsku, angielsku, francusku, rosyjsku, białorusku, ukraińsku, niemiecku - oni wszyscy zabrali się do odbudowy Polski. A dokładnie naszej szkoły we Wrocławiu. 

Znany przedwojenny artysta prof. Stanisław Kopystyński uczył przed południem, a następnie w ciągu reszty doby odbudowywał z gruzów z młodymi ludźmi przyszłe Liceum Sztuk Plastycznych przy ul. Piotra Skargi. Jednocześnie prof. Kopystyński na resztkach zrujnowanych budynków projektuje i organizuje Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. 
Im mniej człowiek ma, tym bardziej staje się kreatywny.
Notka biograficzna:
Stanisław Kopystyński (ur. 7 września 1893 w Jarosławiu, zm. 25 maja 1969 we Wrocławiu) – polski malarz, artysta i pedagog, absolwent Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.