Plan mojej podróży - Kazachstan, Morze Kaspijskie.
Sprawnie dojechałam autostopem do Białej Podlaskiej. W białoruskim konsulacie wykupiłam wizę na Białoruś. To miała być błyskawiczna podróż, bez udziału konsulatów w Warszawie, Dalsze wizy do Rosji i Kazachstanu planowałam kupić w Mińsku na Białorusi. Niestety popełniłam błąd - odebrano mi wizę białoruską - wizy do Rosji i Kazachstanu muszę kupić w Warszawie i dopiero mogę dostać wizę białoruską. Moje plany błyskawicznej podróży wydłużyły się o kilkanaście dni.
Jadę autostopem do Warszawy bez problemu. Oglądam z okien szoferki zmiany zachodzące na wschodniej ścianie naszego kraju. Kazachską wizę dostaję w kilka dni. Jak zwykle jest problem z wizą rosyjską. W biurze podróży przy rosyjskiej ambasadzie żądają rezerwacji hotelu w Rosji i biletu lotniczego. Jak zawsze sprawę moją załatwia konsul rosyjski. Konsul wyraża obawę, że w trakcie autostopowej podróży ktoś zrobi mi krzywdę, że policja mnie zatrzyma itd. Dokumentuję moje dokonane podróże. Dostaję wizę z życzeniami szczęśliwej podróży.
Mając wizy gnam wyprzedzając terminy. W Brześciu przepuszczają mnie z wyprzedzeniem jednego dnia. Wiza jeszcze nie była ważna. Przyjmuje mnie polski konsulat - jestem przecież dzisiaj nielegalnie.
Przez czystą, uporządkowaną, przyjacielską Białoruś podróż mija błyskawicznie. Autostrada na południu Białorusi - przez Puszczę Białowieską jest dostosowana do podróżowania okazją - szerokie pobocza.
Przez Rosję jadę z byłym Sybirakiem - obecnie na paszporcie niemieckim. Jedzie do rodziny. Jedzie swoim luksusowym mercedesem tak szybko, że samochód zapala się. Przesiadam się na TIR-a. Robi się zimno. Szczególnie nocą. Przed przeziębieniem ratuję się aspiryną z witaminą C. Ogromne przestrzenie rosyjskiej ziemi zachwycają. Po prawej stronie autostrady kilometrami ciągnie się leniwy, szeroko rozlany, cichy Don. Jedno z moich maturalnych pytań brzmiało - wieś w literaturze polskiej i obcojęzycznej. Przez trzydzieści minut komisja słuchała mojej odpowiedzi - “Chłopi” Reymonta i “Cichy Don” Szołochowa. A teraz tak bardzo jestem wzruszona tym co widzę - dzielę się moimi emocjami z kierowcą.
Mała wysepka przy autostradzie. Kierowca zatrzymuje samochód. Na moment zostawia mnie samą. Wraca z talerzykiem, na którym leży - chleb, ryba i dwadzieścia pięć gram alkoholu. “ Tak pięknie mówicie o naszym Donie - to jest ryba z Donu. A wódka - to wyraz przyjaźni.”
Wiem, że zbliżamy się do Wołgogradu - tak to miasto nazywa się na mapie. Dopiero kiedy kierowca powiedział, że pokaże mi Stalingrad - zrozumiałam dlaczego jest mi zimno - zrozumiałam, że popełniłam ten sam błąd co Hitler - na zimę wybrałam się do Stalingrad.
27 września. Jestem na granicy Rosji i Kazachstanu. Wszyscy którzy słyszą, że jadę w stepy Kazachstanu - ostrzegają - uważaj na “wołki”. Nie wolno nocą wysiadać z samochodu, atakują wilki. Siedzą na poboczach i czyhają na żer - zwierzęta wpadające pod samochody. Czekam na granicy - myślę - puszczą, czy zatrzymają. Zatrzymali - cztery dni wyprzedziłam ważność wizy, kazali czekać. Przyszedł starszy pogranicznik pyta - kim jestem, po co jadę, dlaczego spieszę się. Jestem plastykiem - pokazuję polityczne plakaty. Jadę zobaczyć urodę Morza Kaspijskiego, tragedię Jeziora Aralskiego. Spieszę się bo śpię pod namiotem, a tu już bardzo zimno. Jadę z Polski autostopem - pogubiłam się z datami, nie mam kalendarza. Puścili.
Powierzyli mnie młodemu rosyjskiemu kierowcy, który jechał aż do Atyrał - port na północy Morza Kaspijskiego. A starszy pograniczniki dostał na pamiątkę plakat - Bush z małpą. Zobaczyłam jak bardzo ciekawe są stepy i dniem i nocą. Co kilkadziesiąt kilometrów na środku autostrady zwierzęta - wielbłądy, lamy, konie urządzają sobie spotkania towarzyskie. Trąbienie nie pomaga. Kierowcy strzelają w powietrze. Stepowe wioski - to lepianki, prymitywne, wysokie na dwa metry. Za to cmentarza są bogate architektonicznie i artystycznie.
Planując podróż do Kazachstanu znalazłam w literaturze kilka nazwisk Polaków zamieszkujących w Kazachstanie. Pierwszym Polakiem, którego odszukaliśmy z moim rosyjskim kierowcą - był ksiądz biskup Janusz Kaleta. Budowniczy katedry i organizator misji katolickiej na terenie Kazachstanu. Zostałam serdecznie przyjęta - ja i mój rosyjski przewodnik w kancelarii katedry. Przy katedrze spełniały posługi misyjne siostry zakonne - na czas mojego pobytu w Kazachstanie siostry udzieliły mi schronienia.
Październik w Kazachstanie był słoneczny - jednak nocą już dawał znać o sobie mróz. Mój problem zimna, którego tak bardzo bałam się rozwiązała misja. Dziękuję. Zwiedziłam portowe miasto Atyrał. Właściwie miasto buduje się, powstaje - ale jeśli już to nowoczesne, przestronne. Pociągiem jechałam wzdłuż Morza Kaspijskiego, aż do miasta Aktau w pobliżu granicy. Jazda pociagiem była super ciekawa. Pokazują to fotografie. Za dwadzieścia godzin tej podróży zapłaciłam w przeliczeniu - 20 złotych. Przy dworcach kolejowych i autobusowych są tanie hotele. Wszystkie pociągi na bliskim i dalekim wschodzie, przy tych dalekich podróżach - o każdej porze mają wrzącą wodę bezpłatnie. Uroda Morza Kaspijskiego jest oryginalna, to piękne malownicze morze umiera jak Jezioro Aralskie. Pomału zanika. W wietrzną pogodę drobiny soli unoszą się w powietrzu, są przenoszone na setki kilometrów, zasalają żyzne pola. Ludzie pracujący na powietrzu zakładają maski ochronne. Bazary pełne ryb, kosztujących grosze. Wyroby z wełny, z lamy kosztują grosze, a są ciepłe i oryginalne. Tu można się napić mleka od lam, wielbłądów i zwykłych krów.
Z Kazachstanu przez Rosję, Białoruś aż do Brześcia - kto mnie wiózł - Białorusin - wspaniały młody chłopak Oleg. żebym mogła opuścić Brześć, trzeba było wyrobić wizę, której nie miałam, ani przez Rosję (chodzi o wizy tranzytowe), ani przez Białoruś. Poszliśmy do odpowiednich służb policyjnych w Brześciu, załatwianie trwało czterdzieści minut - akurat zdążyliśmy wypić kawę, którą nas poczęstowano.
Zimno. Przez Polskę jadę pociągiem. Raz w roku mam 30 procent zniżki na bilet kolejowy - właśnie wykorzystam tę możliwość aż do Bolesławca.